111/197 „Odwiedzone kraje 56%
EnglishPolish

Algier – gdzie Afryka spotyka się z Francją

IMG_6108

Plany na majówkę w tym roku były proste – ma być ciepło (niemal gorąco 😉) i w miarę blisko Polski. Ponieważ lista europejskich krajów powoli się kurczy, tym razem padło na Algierię. Od dawna chcieliśmy zobaczyć ten kraj, jako miejsce gdzie spotykają się kultura rzymska, arabska, francuska i berberska. Jest to miejsce niezwykle mocno naznaczone wojną o niepodległość z Francją, a jej ślady można do dziś spotkac niemal na każdym kroku.

How to get there:

Dojazd okazał się być banalnie prosty. Do stolicy Algieru można dolecieć praktycznie z większości europejskich miast, z Polski trzeba liczyć się z przesiadką np. w Niemczech (w naszym przypadku we Frankfurcie). Po niespełna 4 h (in total – włączając lot z Warszawy do Frankfurtu) jesteśmy w Algierze!

What to do:

Podróż z lotniska do centrum trwa około 20/30 min. Po drodze mijamy mnóstwo architektonicznych perełek w tym przede wszystkim Wielki Meczet – inwestycję, która została wybudowana przez Chińczyków na zlecenie prezydenta Algierii Abdelaziz Bouteflika. Co wyróżnia ten meczet spośród innych? Przede wszystkim wielkość, wielkość i jeszcze raz wielkość!!! Budynek ma powierzchnię aż 400,000 m² a koszt jego budowy oscyluje wokół 1,7 mld euro! Architektonicznie to nie nasza bajka, gdyż jesteśmy fanami raczej starszych, bardziej klimatycznych budowli, ale trzeba powiedzieć sobie jasno nawet przejeżdżając obok tego giganta autem jedzie się dobre parę minut, a to już o czymś świadczy 😊 Nowy meczet przewyższa meczet Hassana II w Casablance i jest trzecim co do wielkości meczetem na świecie.

Po zostawieniu bagaży w hotelu udajemy się na spacer po mieście. Od razu daje się odczuć, że Algiera turystyką na pewno nie stoi. Parę razy przechodnie pytali nas co my tutaj właściwie robimy? A na odpowiedź, że jesteśmy turystami zdziwienie było tak wielkie, że czasami musieliśmy potwierdzać to nawet 3 razy!  Spacerując  uliczkami Algieru mieliśmy wrażenie, że czasami jesteśmy w Paryżu, czasami w Maroko, nie raz w Egipcie a nawet w Uzbekistanie! Miasto jest bardzo różnorodne, centrum to mały Paryż taki Paryż z lat 90 – piękne kamieniczki, pełno zielonych skwerków, ludzie spędzający czas na ulicach miasta, dzieci grające w piłkę, pozdrawiający Pan z piekarni – jednym słowem piękny sielankowo-wielkomiejski obrazek.

Btw – jeśli chcecie spróbować najlepszych wypieków wcale nie warto wchodzić do „ładnych miejscówek” najczęściej będą to próby imitacji europejskich wypieków i deserów co nie jest zbyt udane ;P. My znaleźliśmy przypadkowo małą piekarenkę na jednej z głównych ulic. Dla niezdecydowanych dobra wiadomość – do wyboru są albo drożdżowe bułeczki z czekoladą albo małe pizzerinki. Spróbowaliśmy obu z tych rzeczy i muszę przyznać, że te lokalne ciasto drożdżowe z czekoladą długo będziemy wspominać – między innymi dla niego wróciliśmy przed wylotem z Algierii do stolicy 😉

Piekarenkę ciężko nam po czasie odnaleźć na mapie (jak widać koncentrują się bardziej na pieczeniu, niż na reklamie w digitalu), ale jest Rue Hassiba Ben Bouali gdzies pomiędzy Rue Ahmed Zabana i Av. Victor Hugo.

Jedną z pierwszych atrakcji jakie odwiedziliśmy był Pomnik Chwały i Męczeństwa w Algierze. Upamiętnia on wojnę o niepodległość Algierii – toczoną w latach 1954 do 1962 r. I teraz uwaga polski akcent!!! Monument został wykonany zgodnie z projektem polskiego rzeźbiarza Mariana Koniecznego. Forma rzeźby jest bardzo minimalistyczna, trzy betonowe liście palmy, które mają chronić wieczny płomień. U podnóża monumentu znajdują się rzeźby żołnierzy – hołd oddany algierskim wojownikom walki o niepodległość.

Po obejrzeniu pomnika, który zrobił na nas niesamowite wrażenie udajemy się do centrum miasta. Wracając z oglądania atrakcji nr 1 warto zajrzeć do ogrodu botanicznego. Był to jeden z najpiękniejszych ogrodów botanicznych w jakich byliśmy – przypominający nawet ten na Sri Lance w Kandy ;P. Co krok bardziej to egzotyczne rośliny i co najmilsze przepiękny śpiew ptaków. Kręte uliczki z stylizowanymi białymi ławeczkami. Naprawdę warto!

Spacer po Algierze doprowadził nas nad wybrzeże, naszym zdaniem najładniejsza część miasta. Piękne zabytkowe kamienice, w których siedzibę mają głównie oddziały banków. Z uwagi na historię Algierii warto podkreślić, że francuskie wpływy mieszają się tutaj z algierskimi akcentami co naszym zdaniem jest bardzo urokliwe. Wychodząc zza kamieniczek docieramy pod meczet Ketchaoua z XVII wieku – wyglądem przypominającym wszystkie meczety jakie można spotkać w Azji Mniejszej.

Szybka kawka w lokalnej kawiarni – tak prawnie wszystkie kawiarnie „stylizowane” są na paryskie choć jakość kawy i słodyczy mówi, że do prawdziwych francuskich wypieków jest jeszcze trochę drogi – i idziemy dalej! Tym razem przez lokalny market/targ – i tutaj proszę Państwa zaczyna się obrazek jak z Kairu tylko z mniej nachalnymi sprzedawcami
(co jest miłą odmianą) – kupić można dosłownie wszystko, dosłownie mam na myśli dosłownie wszystko 😉

Po tym małym spacerze dochodzimy do archikatedry Najświętszego Serca w Algierze mieszącej się na małym wzgórzu. I teraz coś dla fanów niekonwencjonalnej architektury – styl brutalistyczny łączący się z prostotą formy. Wielkie betonowe kolumny pnące się do samego sufitu, który jest chyba najpiękniejszą częścią całego budynku (z resztą najlepiej oddają to zdjęcia poniżej 😉).

Ponieważ zbliżała się pora obiadowa – musiała zapaść strategiczna decyzja co zjeść? Algier nie słynie ze street foodu, są tutaj raczej małe lokaliki, które co dosłownie 20 m oferują w swoim menu nic innego jak KEBAB. Czy był to najlepszy KEBAB jaki próbowaliśmy? Hmm… można go zdecydowanie ocenić na 7/10 😉. Poza kebabem można spróbować bardziej wykwintnych dań stylizowanych na francuską kuchnię, ale my tym razem zadecydowaliśmy zaufać lokalnej społeczności więc wybór padł na małą restauracyjkę oferującą grillowanego kebaba. A i jeszcze jedno! Jeśli chodzi o Algier to chyba można śmiało powiedzieć, że jedzeniowo Algier bagietką stoi. Dosłownie wszyscy podjadają francuskie bagietki (widok osoby niosącej np. 15 bagietek jest codziennością szczególnie rano), a kupić je można nawet w kiosku.

Podsumowując nasze wrażenia Algierze możemy śmiało powiedzieć że jest to miasto eklektyczne, piękno francuskiej architektury przeplatające się z lokalnymi wpływami czyli jak to mówią dla każdego coś dobrego! 😉

Day Trips:

Algier jest również świetną bazą wypadową na Day Trips. Do tzw. Lokalnych must-see (które można zobaczyć na jednej wycieczce) należą:

  • Tipasa – założona w IV-V wieku p.n.e. jako osada fenicka, została zamieniona w typowe miasto rzymskie, z którego zachowało się bardzo wiele – domy, tarasy, amfiteatr, świątywnie, a wszystko to nad samym brzegiem morza. Na pewno warto odwiedzić (szczególnie że znajduje się jedynie 70 km od Algieru), żeby zobaczyć jak pięknym widokiem mogli cieszyć się ówcześni mieszkańcy,
  • Cherchell –  wcześniej znane jako Cezarea Mauretańska (dla odróżnienia od innych Cezaer, jeśli tak to się odmienia…) – ładne miasteczko nadmorskie, w którym też można spotkać trochę ruin, jednak po obejrzeniu Tipasy (a tym bardziej Timgadu, ale o tym później!), już nie robi takiego wrażenia (btw fun fact – pierwsze zdjęcie to wcale nie rzymska świątynia, ale meczet 🙂 ),
  • Royal Mausoleum of Mauretania – znajduje się na wzgórzu, tuż obok Tipasy i upamiętnia króla numidzkich Berberów, Jubę II. Samo mauzoleum jest nie tylko piękne, ale położone jest na wzgórzu, z którego rozciąga się niesamowity widok na okolice. Wizyta jest krótka (pewnie 10 min na zdjęcia), bo nie można wejść do środka, ale jako że jest to niewielki detour, to na pewno warto zobaczyć!

Best Practice Sharing:

  • Nie wymieniajcie waluty w hotelach/kantorach. Udajcie się do malowniczego Placu Port Said, gdzie kwitnie „blue market”. Co to takiego? A nic innego jak usługi wymiany walut po atrakcyjnych kursach oferowane przez Panów krzyczących „exchange!!!”. Kurs jest prawie 50% bardziej korzystny niż w kantorach – oficjalnie za dolara płacono 150 dinarów, podczas gdy ceny na Port Said przekraczały 220 dinarów,
  • Wszystkie powyższe day-tripy najlepiej zrobić taksówką – my zapłaciliśmy za busa na 5-6 godzin, który nas odebrał z lotniska, przewiózł po Tsipasie, Cherchell i Royal Mausoleum of Mauretania za 50 EUR na 4 osoby,
  • Proces wizowy nie jest łatwy – potrzebne jest zaproszenie od lokalnej agencji. Po krótkim researchu zdcecydowaliśmy się na https://www.fancyalgeria.com/ z uwagi na to że byli:
    • Najbardziej responsywni,
    • Najtańsi,
    • Wystarczyło z nimi zrobić kawałem wyprawy (np. tour po pustyni), a wydawali zaproszenia na całość pobytu.

Z czystym sumieniem możemy ich rekomendować – pomogą ułożyć wyprawę, ogarnąć loty, hotele etc. jeśli tego potrzebujecie – najlepiej pisać maila lub bezpośrednio pisać na WhatsUp – +213 698 28 08 20.

Dodaj swój komentarz

secretcats.pl - tworzenie stron internetowych