Mont Blanc zawsze miał w sobie coś magicznego – z jednej strony najwyższy punkty Europy, a przynajmniej jej zachodniej części, z drugiej strony słuchy o tym, że jest to miejsce niebezpieczne (bo „kuluar śmierci” i szczeliny). W końcu zapadła spontaniczna decyzja – jedziemy!
Co/gdzie/jak?
Organizacja wyjazdu na Mont Blanc jest zdecydowanie mniej skomplikowana, niż na szczyty typu Aconcagua czy Mount Stanley, ale niesie ze sobą inne wyzwania i decyzje do podjęcia. Można tam jechać na kilka sposobów:
Każda z tych opcji ma swoje plusy i minusy, które należy rozważyć:
My zdecydowaliśmy się na wycieczkę bez przewodnika z kilku powodów:
Trek day-by-day:
Sam trek w najkrótszej formie ma 3 dni, ale najczęściej są to 4 dni lub więcej, jeśli liczyć aklimatyzację na okolicznych
Day 1: Le Fayet/Chamonix – Tête-Rousse (3,165 m.n.p.m.)
Pierwszego dnia kluczem jest znalezienie się w Nide d’Aigle (2,362 m.n.p.m.), gdzie znajduje się schronisko (rzadko używane w drodze na Mont Blanc), ale przede wszystkim ostatnia stacja kolejki nazywanej Tramway du Mont-Blanc (TMB). Do tego miejsca wiodą trzy najpopularniejsze drogi:
1. Wjazd TMB z początkowych stacji kolejki Le Fayet lub Saint-Gervais prosto do Nide d’Aigle – pewnie najwygodniejsza opcja, bo po wejściu do pociągu jedziesz z pierwszej stacji na ostatnią i nie martwisz się przesiadkami. Minusem jest konieczność dojazdu do Le Fayet (15 km od Chamonix), jeśli nie masz własnego samochodu (możliwe jest to oczywiście pociągiem),
2. Wjazd kolejką linową z Les Houches (994 m.n.p.m.) do Bellevue (1,794 m.n.p.m.), skąd można udać się na piechotę w kierunku Nide d’Aigle lub przesiąść się na TMB,
3. Wejście szlakiem z Les Houches na piechotę, co da Ci honor „pełnego” wejścia na Mont Blanc, od samego podnóża góry.
Ważne: do końca 2025 roku z uwagi na remont torów, TMB dojeżdża tylko do Mont Lachat (2,115 m.n.p.m.). Jednak codziennie są trzy pociągi specjalne dla alpinistów odjeżdżająca z La Fayet o 7, 11 i 15, które dojeżdżają aż do Mont Lachat – żeby na nie się dostać, należy w punkcie kontroli biletów pokazać rezerwację w schronisku Tête-Rousse lub Gouter i w zamian otrzyma się darmowy bilet aż do Nide d’Aigle. Pociągi powrotne z tej stacji są o 8, 12 i 16, również tylko dla alpinistów.
Droga z Nide d’Aigle do Tête-Roussenie należy do najcięższych – wprawdzie pokonaliśmy 816 m przewyższenia, ale zajęło nam to dwie i pół godziny, a dystans wynosił 4,08 kilometra.
Samo schronisko Tête-Roussenie należy do najnowszych, ale zapewnia wszystkie wygody potrzebne do dobrej aklimatyzacji i miłego spędzenia czasu:
Day 2: Tête-Rousse – Goûter (3,815 m.n.p.m.)
Obudziliśmy się wcześnie rano, żeby jeszcze w okolicach świtu przejść przez słynny „kuluar śmierci”, który znajduje się tuż (15-20 min) nad schroniskiem Tête-Rousse. Sam kuluar ciągnie się kilkaset metrów w górę, a słynie z tego, że wraz ze wzrostem temperatury, topiący się śnieg uwalnia kamienie, które z dużą szybkością spadają na śmiałków próbujących go przekroczyć. Kilka uwag co do przekraczania kuluaru:
W naszym przypadku o świcie nie słyszeliśmy żadnych kamieni, natomiast przy powrocie (koło 14.00), chwilę po naszym przejściu potoczyło się sporo kamieni, w tym takie wielkości głowy człowieka, które gdyby kogoś trafiły to raczej dużo by z niego nie zostało. Co ważne, wielu zawodowych przewodników właśnie z uwagi na to ryzyko, NIE prowadzi grup w lipcu i sierpniu.
Po przejściu kuluaru rozpoczyna się męcząca wspinaczka po bardzo ostrej ścianie, ubezpieczona linami, która trwa jakieś dwie godziny – dosyć nieprzyjemne podejście, szczególnie jeśli masz na sobie 15 kg plecak.
Po wejściu na szczyt tej ściany, trzeba się zatrzymać, żeby założyć w raki, w których trzeba przejść jakieś 200-300 metrów i można już rozkoszować się pięknym widokiem na nowo wybudowane (2014) schronisko Goûter. Sama wspinaczka trwała koło 3 godzin (razem z przerwami) i do pokonania było ponad 600 metrów w pionie.
Do schroniska dotarliśmy jeszcze przed południem, więc reszta dnia upłynęła nam na aklimatyzacji, piciu dużych ilości herbaty, grze w karty i przygotowaniu stroju na następny dzień. Po kolacji, koło 20.00 położyliśmy się spać, gdyż pobudka przewidziana była już na godzinę 2.00 rano!
Day 3: Goûter – Mont Blanc (4,808 m.n.p.m.) – Le Fayet
Wprawdzie pobudka była przewidziana na godzinę 2.00, ale już od 00:30 rozdzwoniły się budziki w schronisku, więc koło 1.30 zwlekliśmy się z łózek, ubraliśmy się i o 2:00 zeszliśmy do kuchni na małe śniadanie (teoretycznie kuchnia i śniadania wydawane są od 2.30, ale zwykle otwierają trochę wcześniej). Zakupiliśmy 2 litry wody – jeden do termosa, a drugi na zalanie wrzątkiem zupki i budyniu, żeby mieć siły na intensywny dzień. W planie było wyjście o 3.00 rano, ale zanim się ogarnęliśmy, założyliśmy raki, związaliśmy się liną i wyszliśmy ze schroniska, była już prawie 3.30.
Jako że szliśmy bez przewodnika, musieliśmy być podwójnie uważni, bo praktycznie przez całą drogę (a szczególnie na pierwszym odcinku, znajduje się dość dużo szczelin, w które może wpaść nieuważny alpinista. Właśnie szczeliny (oraz ekspozycja) są głównym zagrożeniem podczas ostatniego dnia zdobywania szczytu. Pierwszy etap prawie na samą kopułę Dôme du Gouter (4,300 m.n.p.m.) jest dosyć monotonny – idziemy zakosami pod całkiem stromą górę. Zadanie ułatwia wydeptana ścieżka i ciemność, więc po jakichś 90 minutach docieramy do szczytu, z którego musimy zejść jakieś 50-100 metrów w dół, żeby rozpocząć wspinaczkę do osławionego schronu Vallot, znajdującego się na wysokości 4,362 m.n.p.m.
Schron Vallot, do którego dotarliśmy po jakichś 2 godzinach od wyjścia ze schroniska, jest częstym miejscem na postój podczas ataku szczytowego, a także jedynym miejscem, które oferuje schronienie podczas ewentualnych załamań pogody. Słynie on również z tego, że często bywał miejscem nielegalnego noclegu dla alpinistów chcących oszczędzić na opłatach za schronisko. Podobno bywał również bardzo zaśmiecony, a większość śmieci miewała swojsko brzmiące dla Polaków etykiety…
W naszym przypadku zrobiliśmy tam 45 minutowy postój, bo nie do końca dobraliśmy obuwie do panujących warunków pogodowych i trochę zmarzły niektórym z nas palce 😊 Ciepła herbata, Prince Polo, dodatkowa para skarpetek i ocieplacz do stóp, pożyczony od spotkanych tam Czechów (którzy zajmowali się kolegą z dosyć poważną chorobą wysokościową), zdecydowanie wpłynął pozytywnie na nasze nastroje i przy powoli czerwieniejącym niebie, ruszyliśmy w kierunku szczytu!
Z Vallot na szczyt jest jakieś 90 minut, które pokonaliśmy już w bardzo dobrych nastrojach przy promieniach wstającego słońca. Droga jest dosyć stroma, ale niezbyt wymagająca technicznie i około godziny 7.30 (czyli po 4 godzinach od wyjścia ze schroniska), stanęliśmy na szczycie, skąd roztaczała się piękna panorama na otaczające nas alpejskie szczyty.
W drodze powrotnej spotykaliśmy już osoby, które wyruszyły koło 2.00 rano z Tête-Rousse(nie zazdrościmy wymagającej trasy w jeden dzień) i koło godziny 10.00 zameldowaliśmy się szczęśliwi w Goûter! Po napełnieniu żołądków (pasta + batony + herbata) i chwili odpoczynku, zabraliśmy nasze plecaki, które czekały na nas w schronisku i zaczęliśmy schodzić w dół, żeby zdążyć na pociąg z Nide d’Aigle, który o 16.00 odjeżdżał w kierunku Le Foyet.
Podsumowując, jak najbardziej da się zrobić Mont Blanc w trzy dni, aczkolwiek jest to opcja dosyć wymagająca, bo większość ludzi woli odpocząć po ataku szczytowym. Dodatkowo, jeśli rezerwujesz schronisko na kilka miesięcy do przodu, warto mieć dodatkowy dzień-dwa zapasu, na wypadek gorszej pogody. Nie zapominaj też o aklimatyzacji, bo po drodze spotkaliśmy sporo osób, które przegrywały walkę z wysokością, po tym jak zlekceważyły górę.
Czasy przejść (brutto, czyli wraz z odpoczynkami):
Nide d’Aigle – Tête-Rousse (3,165 m.n.p.m.) – 2h 30 min (4km)
Tête-Rousse – Goûter (3,815 m.n.p.m.) – 3h (3.5km)
Goûter – Mont Blanc (4,808 m.n.p.m.) – 4h (6km)
Mont Blanc – Goûter – 2h (6km)
Goûter – Nide d’Aigle – 4h 30 min (7.5km)
Best Practice Sharing
Is it worth it?
Mont Blanc był dla mnie zawsze magicznym miejscem – wydawał mi się ukoronowaniem wędrówek po Alpach i górą, na którą wiele osób próbowało wejść, ale często wracali na tarczy. Przy dobrej pogodzie (jak ją sobie „zagwarantować” pisałem wyżej), jest to bardzo przyjemna góra, o dosyć niewielkich trudnościach technicznych. Jeśli masz pojęcie o chodzeniu po górach w rakach, wiązaniu się i potencjalnym unikaniu szczelin, a do tego ogarniesz aklimatyzację, to góra nie powinna być wielkim wyzwaniem.
Z drugiej strony bardzo podobała nam się cała „otoczka” – Chamonix (chyba najpiękniejsza górska miejscowość w jakiej byliśmy), wygodne schroniska i infrastruktura pozwalająca ogarnąć całą wyprawę w kilka dni.
Żałujemy ze nie zostaliśmy na kilka dni dłużej, bo chętnie spędzilibyśmy kilka dni więcej rozkoszując się okolicznymi górami i miasteczkami, ale nawet „Mont Blanc na szybko” jest wart 16 godzin w samochodzie z Warszawy!
Rating: 9.5/10
Odkrywaj świat razem z nami
Śledź nas na Instagramie
Śledź nas na Instagramie