111/197 „Odwiedzone kraje 56%
EnglishPolish

Jak wejść bez przewodnika na dach (Zachodniej) Europy – Mont Blanc (4,808 m.n.p.m.)

IMG_8953

Mont Blanc zawsze miał w sobie coś magicznego – z jednej strony najwyższy punkty Europy, a przynajmniej jej zachodniej części, z drugiej strony słuchy o tym, że jest to miejsce niebezpieczne (bo „kuluar śmierci” i szczeliny). W końcu zapadła spontaniczna decyzja – jedziemy!

Co/gdzie/jak?

Organizacja wyjazdu na Mont Blanc jest zdecydowanie mniej skomplikowana, niż na szczyty typu Aconcagua czy Mount Stanley, ale niesie ze sobą inne wyzwania i decyzje do podjęcia. Można tam jechać na kilka sposobów:

  1. Skorzystanie z agencji w Polsce – polska agencja pomaga zorganizować loty/autobusy z Polski, hotel w Chamonix, ubezpieczenie, polskiego lidera na cały wyjazd, oraz całą resztę formalności. Agencje z Polski z największym doświadczeniem to 4challenge i Adventure24, aczkolwiek jest kilka mniejszych, które również pomagają zorganizować wsparcie w organizacji wyprawy,
  2. Kontakt z lokalnym przewodnikiem – znajdujesz licencjonowanego przewodnika (może mieć on pod swoją opieką maksymalnie dwie osoby), który razem z Tobą organizuje najpierw aklimatyzację, a potem razem z Tobą wchodzi na szczyt (zwykle taka wycieczka trwa około 5 dni),
  3. Samodzielna organizacja wyjazdu – jesteś sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem!

Każda z tych opcji ma swoje plusy i minusy, które należy rozważyć:

  • Bezpieczeństwo – jeśli nie masz doświadczenia w chodzeniu po lodowcu (szczególnie takim ze szczelinami), ani wiązaniu się liną, to lepiej idź z przewodnikiem,
  • Schroniska – przewodnik pomoże w rezerwacji miejsc w schroniskach – jest osobna pula miejsc, dostępna tylko dla licencjonowanych przewodników,
  • Koszty – oczywiście największym argumentem „przeciw” braniu przewodnika są koszty – mieliśmy ofertę za 3,100 EUR/osobę lub 3,300 EUR/dwie osoby (za 7 dni – aklimatyzacja np. na Gran Paradiso oraz wejście na MB), jednak do tej kwoty należy dołożyć koszty noclegu oraz jedzenia przewodnika, więc kwota zamknie się bliżej 3,700-4,000 EUR za dwie osoby,
  • Czas – bookując profesjonalnego przewodnika musisz zarezerwować konkretny termin na kilka miesięcy do przodu. Oczywiście ryzykiem jest to, że akurat będzie to okres złej pogody, co uniemożliwi Ci wejście na szczyt (pomimo najlepszego przewodnika). Do tego, duża część przewodników nie chodzi w terminie lipiec-sierpień, z uwagi na ryzyko wynikające z kamieni w „kuluarze śmierci” czy szczelin.

My zdecydowaliśmy się na wycieczkę bez przewodnika z kilku powodów:

  • Zaczęliśmy planować wycieczkę w marcu, ale szybko się to planowanie zakończyło gdyż:
    • Przewodnicy byli w pełni zabookowani już we wrześniu zeszłego roku,
    • Schroniska były zabookowane na cały okres (maj-wrzesień),
    • Agencje typu 4challenge nie miały już miejsc.
  • To co nam dało pewną nadzieje to informacja, że miejsca w schroniskach „być może” się pojawią – okazało się, ze przewodnicy i duże agencje francuskie rezerwują  miejsca w schroniskach płacąc symboliczny depozyt, który mogą odzyskać jeśli miejsca zwolnią na kilka dni terminem,
  • Na tydzień przed wyjazdem sprawdziliśmy pogodę – pełne słońce! Następnym krokiem był telefon do schroniska Tête-Rousse i gdy wreszcie odebrali (po 20 próbie…) okazało się, że mają miejsca na czwartek w Tête-Rousse i na piątek w Gouter. Połączenie dobrych prognoz pogody i rezerwacji w schronisku pozwoliły nam podjąć decyzję – jedziemy!

Trek day-by-day:

Sam trek w najkrótszej formie ma 3 dni, ale najczęściej są to 4 dni lub więcej, jeśli liczyć aklimatyzację na okolicznych

Day 1: Le Fayet/Chamonix – Tête-Rousse (3,165 m.n.p.m.)

Pierwszego dnia kluczem jest znalezienie się w Nide d’Aigle (2,362 m.n.p.m.), gdzie znajduje się schronisko (rzadko używane w drodze na Mont Blanc), ale przede wszystkim ostatnia stacja kolejki nazywanej Tramway du Mont-Blanc (TMB). Do tego miejsca wiodą trzy najpopularniejsze drogi:

1. Wjazd TMB z początkowych stacji kolejki Le Fayet lub Saint-Gervais prosto do Nide d’Aigle – pewnie najwygodniejsza opcja, bo po wejściu do pociągu jedziesz z pierwszej stacji na ostatnią i nie martwisz się przesiadkami. Minusem jest konieczność dojazdu do Le Fayet (15 km od Chamonix), jeśli nie masz własnego samochodu (możliwe jest to oczywiście pociągiem),

2. Wjazd kolejką linową z Les Houches (994 m.n.p.m.) do Bellevue (1,794 m.n.p.m.), skąd można udać się na piechotę w kierunku Nide d’Aigle lub przesiąść się na TMB,

3. Wejście szlakiem z Les Houches na piechotę, co da Ci honor „pełnego” wejścia na Mont Blanc, od samego podnóża góry.

Ważne: do końca 2025 roku z uwagi na remont torów, TMB dojeżdża tylko do Mont Lachat (2,115 m.n.p.m.). Jednak codziennie są trzy pociągi specjalne dla alpinistów odjeżdżająca z La Fayet o 7, 11 i 15, które dojeżdżają aż do Mont Lachat – żeby na nie się dostać, należy w punkcie kontroli biletów pokazać rezerwację w schronisku Tête-Rousse lub Gouter i w zamian otrzyma się darmowy bilet aż do Nide d’Aigle. Pociągi powrotne z tej stacji są o 8, 12 i 16, również tylko dla alpinistów.

Droga z Nide d’Aigle do Tête-Roussenie należy do najcięższych – wprawdzie pokonaliśmy 816 m przewyższenia, ale zajęło nam to dwie i pół godziny,  a dystans wynosił 4,08 kilometra.

Samo schronisko Tête-Roussenie należy do najnowszych, ale zapewnia wszystkie wygody potrzebne do dobrej aklimatyzacji i miłego spędzenia czasu:

  • Wygodne łóżka, w których można się przespać (o ile współlokatorzy nie chrapią). Co ciekawe, nazwy pokoje są nazwane od słynnych alpinistów,
  • Nie trzeba brać pantofli/butów na zmianę – zostawia się buty na dole przy wejściu i schronisko oferuje gustowne crocsy do poruszania się w środku,
  • W schronisku można kupić wodę w butelce (1.5 litra za 9 EUR) lub wrzątek z wody z lodowca (litr za 6 EUR); co bardziej przedsiębiorczy rodacy, wnoszą na plecach kuchenkę i gaz, żeby topić śnieg – przerabialiśmy to już kilka razy, ale tym razem wybraliśmy wygodę 😊
  • Można zakupić obiadokolację (koło 45 EUR) i śniadanie (20 EUR) – pewnie bardziej opłaca się w Tête-Rousseniż w Gouter, bo w tym pierwszym przynajmniej jest nieograniczona ilość wody i herbaty; za tę cenę, pewnie lepiej kupić jakąś pastę (duży talerz 20 EUR) i litr gorącej herbaty,
  • Znajdują się tu dosyć przyzwoite toalety, ale oczywiście nie ma pryszniców.

Day 2: Tête-Rousse – Goûter (3,815 m.n.p.m.)

Obudziliśmy się wcześnie rano, żeby jeszcze w okolicach świtu przejść przez słynny „kuluar śmierci”, który znajduje się tuż (15-20 min) nad schroniskiem Tête-Rousse. Sam kuluar ciągnie się kilkaset metrów w górę, a słynie z tego, że wraz ze wzrostem temperatury, topiący się śnieg uwalnia kamienie, które z dużą szybkością spadają na śmiałków próbujących go przekroczyć. Kilka uwag co do przekraczania kuluaru:

  • Większość osób doradza przekraczanie go o świcie, kiedy śnieg jest jeszcze zmrożony. Niestety nie zawsze jest to możliwe, bo jeśli chcesz zejść z Goûter/szczytu tego samego dnia do Tête-Rousse czy Chamonix, to będziesz musiał go przekroczyć popołudniu,
  • Tak naprawdę samo przejście to jakieś 50-100 metrów, czyli samo przejście zajmuje 30-60 sekund po płaskim – jak to zwykle w życiu bywa – warto mieć szczęście,
  • Zwykle przekracza się go w taki sposób, że jedna osoba słucha czy coś leci, a druga biegnie; zawsze można też liczyć na ostrzeżenia osób znajdujących się wyżej na szlaku, które zwykle krzyczą jeśli leci kamień.

W naszym przypadku o świcie nie słyszeliśmy żadnych kamieni, natomiast przy powrocie (koło 14.00), chwilę po naszym przejściu potoczyło się sporo kamieni, w tym takie wielkości głowy człowieka, które gdyby kogoś trafiły to raczej dużo by z niego nie zostało. Co ważne, wielu zawodowych przewodników właśnie z uwagi na to ryzyko, NIE prowadzi grup w lipcu i sierpniu.

Po przejściu kuluaru rozpoczyna się męcząca wspinaczka po bardzo ostrej ścianie, ubezpieczona linami, która trwa jakieś dwie godziny – dosyć nieprzyjemne podejście, szczególnie jeśli masz na sobie 15 kg plecak.

Po wejściu na szczyt tej ściany, trzeba się zatrzymać, żeby założyć w raki, w których trzeba przejść jakieś 200-300 metrów i można już rozkoszować się pięknym widokiem na nowo wybudowane (2014) schronisko Goûter. Sama wspinaczka trwała koło 3 godzin (razem z przerwami) i do pokonania było ponad 600 metrów w pionie.

Do schroniska dotarliśmy jeszcze przed południem, więc reszta dnia upłynęła nam na aklimatyzacji, piciu dużych ilości herbaty, grze w karty i przygotowaniu stroju na następny dzień. Po kolacji, koło 20.00 położyliśmy się spać, gdyż pobudka przewidziana była już na godzinę 2.00 rano!

Day 3: Goûter – Mont Blanc (4,808 m.n.p.m.) – Le Fayet

Wprawdzie pobudka była przewidziana na godzinę 2.00, ale już od 00:30 rozdzwoniły się budziki w schronisku, więc koło 1.30 zwlekliśmy się z łózek, ubraliśmy się i o 2:00 zeszliśmy do kuchni na małe śniadanie (teoretycznie kuchnia i śniadania wydawane są od 2.30, ale zwykle otwierają trochę wcześniej). Zakupiliśmy 2 litry wody – jeden do termosa, a drugi na zalanie wrzątkiem zupki i budyniu, żeby mieć siły na intensywny dzień. W planie było wyjście o 3.00 rano, ale zanim się ogarnęliśmy, założyliśmy raki, związaliśmy się liną i wyszliśmy ze schroniska, była już prawie 3.30.

Jako że szliśmy bez przewodnika, musieliśmy być podwójnie uważni, bo praktycznie przez całą drogę (a szczególnie na pierwszym odcinku, znajduje się dość dużo szczelin, w które może wpaść nieuważny alpinista. Właśnie szczeliny (oraz ekspozycja) są głównym zagrożeniem podczas ostatniego dnia zdobywania szczytu.  Pierwszy etap prawie na samą kopułę Dôme du Gouter (4,300 m.n.p.m.) jest dosyć monotonny – idziemy zakosami pod całkiem stromą górę. Zadanie ułatwia wydeptana ścieżka i ciemność, więc po jakichś 90 minutach docieramy do szczytu, z którego musimy zejść jakieś 50-100 metrów w dół, żeby rozpocząć wspinaczkę do osławionego schronu Vallot, znajdującego się na wysokości 4,362 m.n.p.m.

Schron Vallot, do którego dotarliśmy po jakichś 2 godzinach od wyjścia ze schroniska, jest częstym miejscem na postój podczas ataku szczytowego, a także jedynym miejscem, które oferuje schronienie podczas ewentualnych załamań pogody. Słynie on również z tego, że często bywał miejscem nielegalnego noclegu dla alpinistów chcących oszczędzić na opłatach za schronisko. Podobno bywał również bardzo zaśmiecony, a większość śmieci miewała swojsko brzmiące dla Polaków etykiety…

W naszym przypadku zrobiliśmy tam 45 minutowy postój, bo nie do końca dobraliśmy obuwie do panujących warunków pogodowych i trochę zmarzły niektórym z nas palce 😊 Ciepła herbata, Prince Polo, dodatkowa para skarpetek i ocieplacz do stóp, pożyczony od spotkanych tam Czechów (którzy zajmowali się kolegą z dosyć poważną chorobą wysokościową), zdecydowanie wpłynął pozytywnie na nasze nastroje i przy powoli czerwieniejącym niebie, ruszyliśmy w kierunku szczytu!

Z Vallot na szczyt jest jakieś 90 minut, które pokonaliśmy już w bardzo dobrych nastrojach przy promieniach wstającego słońca. Droga jest dosyć stroma, ale niezbyt wymagająca technicznie i około godziny 7.30 (czyli po 4 godzinach od wyjścia ze schroniska), stanęliśmy na szczycie, skąd roztaczała się piękna panorama na otaczające nas alpejskie szczyty.

W drodze powrotnej spotykaliśmy już osoby, które wyruszyły koło 2.00 rano z Tête-Rousse(nie zazdrościmy wymagającej trasy w jeden dzień) i koło godziny 10.00 zameldowaliśmy się szczęśliwi w Goûter! Po napełnieniu żołądków (pasta + batony + herbata) i chwili odpoczynku, zabraliśmy nasze plecaki, które czekały na nas w schronisku i zaczęliśmy schodzić w dół, żeby zdążyć na pociąg z Nide d’Aigle, który o 16.00 odjeżdżał w kierunku Le Foyet.

Podsumowując, jak najbardziej da się zrobić Mont Blanc w trzy dni, aczkolwiek jest to opcja dosyć wymagająca, bo większość ludzi woli odpocząć po ataku szczytowym. Dodatkowo, jeśli rezerwujesz schronisko na kilka miesięcy do przodu, warto mieć dodatkowy dzień-dwa zapasu, na wypadek gorszej pogody. Nie zapominaj też o aklimatyzacji, bo po drodze spotkaliśmy sporo osób, które przegrywały walkę z wysokością, po tym jak zlekceważyły górę.

Czasy przejść (brutto, czyli wraz z odpoczynkami):

Nide d’Aigle – Tête-Rousse (3,165 m.n.p.m.) – 2h 30 min (4km)

Tête-Rousse – Goûter (3,815 m.n.p.m.) – 3h (3.5km)

Goûter – Mont Blanc (4,808 m.n.p.m.) – 4h (6km)

Mont Blanc – Goûter – 2h (6km)

Goûter – Nide d’Aigle – 4h 30 min (7.5km)

Best Practice Sharing

  • Kluczem jest dobra pogoda – zamiast planować wyjazd na kilka miesięcy do przodu, sprawdź pogodę i zorganizuj wyjazd na 7-10 dni do przodu, mając już „gwarancję pogody” – miejsca w schroniskach raczej się zawsze znajdą, a przy odrobinie szczęścia, pewnie i przewodnika można znaleźć last minute,
  • Jeśli śpisz w schronisku, nie potrzebujesz śpiwora – weź tylko „kokon”, bo pościel i poduszka są dostępne na miejscu. Do tego w schroniskach jest bardzo ciepło – do tego stopnia, że w Gouter spałem nawet bez koszulki/w t-shircie,
  • Pamiętaj że jedziesz na prawie 5,000 metrów, gdzie temperatura może spadać do minus 30 stopni z wiatrem! Z drugiej strony, przy dobrej pogodzie w lecie, może być tylko -10, a wracać będziesz w t-shircie. Zabierz ze sobą:
    • Ubrania na górę ciała (pamiętaj o zasadzie ubioru na cebulkę – najlepiej jeśli wszystkie warstwy poniżej będziesz mógł założyć na siebie podczas ataku szczytowego):
      • 2 t-shirty (syntetyczne) – jeden do podejścia pierwszego dnia, drugi do spania,
      • 1 krótkie spodenki (podejście pierwszego dnia),
      • 1-2 long-sleevy jako base layer,
      • Polar,
      • Kurtka puchowa lekka,
      • Kurtka puchowa ciepła (bardzo opcjonalnie, jeśli wiesz że będzie zimno),
      • Kurta nieprzemakalna (Goretex).
    • Ubrania na nogi:
      • Getry ocieplane (bielizna termoaktywna),
      • Spodnie trekkingowe,
      • Spodnie puchowe (bardzo opcjonalnie, raczej nie są potrzebne),
      • Spodnie dresowe (opcjonalnie),
      • Spodnie nieprzemakalne (Goretex) – kluczowe jest aby były rozpinane z boku, aby można je było ściągnąć bez zdejmowania butów.
    • Ręce (idealnie gdyby można włożyć na siebie 3 warstwy):
      • Jedna para lekkich rękawiczek,
      • Rękawiczki cieplejsze, wodoodporne,
      • Łapawice puchowe jeśli temperatura ma spadać do -20/-30 stopni (bardzo opcjonalnie, raczej nie są potrzebne),
      • Ogrzewacze na ręce (na atak szczytowy mogą się przydać awaryjnie).
    • Głowa:
      • Czapka z daszkiem,
      • Kask wspinaczkowy,
      • Czapka merino (żeby się zmieściła pod kask),
      • Czołówka,
      • Okulary lodowcowe – absolutny must-have, kategoria 4; best practice to kupić jedne porządne (np. Julbo), a drugie rezerwowe z niższej półki na wypadek, gdyby pierwsze się zgubiły. Normalne okulary przeciwsłoneczne nie zastąpią na tych wysokościach lodowcowych, a ich brak lub utrata wykluczy Cię z dalszej wspinaczki,
      • Gogle wysokogórskie – najlepiej progresywne kategorii 1 lub 2-4 – bardzo pomagają w czasie zamieci górskich, których na tych wysokościach nie brakuje. Mogą być też traktowane jako rezerwowe okulary lodowcowe,
      • Buff,
      • Szminka UV 50 + kremy do opalania UV 50.
    • Ekwipunek wspinaczkowy:
      • Czekan,
      • Raki (automatyczne oszczędzą Ci wielu problemów z zakładaniem),
      • Kijki trekkingowe.
    • Stopy:
      • Buty ciepłe do 5,000 metrów – zimowe buty na Tatry będą idealne – ja miałem La Sportiva Trango Tower Extreme GTX i sprawdziły się bardzo dobrze,
      • Skarpety linery,
      • Skarpety wełniane/merino,
      • Stuptuty – jeśli masz odpowiednio wysokie buty, to nie są konieczne – my nie użyliśmy ani razu.
    • Pozostały ekwipunek:
      • Plecak na cały ekwipunek (pewnie koło 40-45 litrów wystarczy),
      • Śpiwór nie jest konieczny, jeśli śpisz w schronisku,
      • Miska/menażka, sztućce (jeśli sam przygotowujesz jedzenie, co wychodzi cenowo zdecydowanie korzystniej, niż stołowanie się wyłącznie w schronisku),
      • Termos (z nakrętką zamiast kubka),
      • Scyzoryk/nóż,
      • Butelka na wodę,
      • Kuchenka + gaz do gotowania wody/topienia śniegu (jeśli chcesz zaoszczędzić),
    • Pozostałe
      • Apteczka
      • Podstawowe kosmetyki,
      • Ręcznik z mikrofibry raczej zbędny (i tak nie ma się gdzie myć),
      • Duże worki na śmieci, żeby móc wrzucić do nich różne rzeczy.

Is it worth it?

Mont Blanc był dla mnie zawsze magicznym miejscem – wydawał mi się ukoronowaniem wędrówek po Alpach i górą, na którą wiele osób próbowało wejść, ale często wracali na tarczy. Przy dobrej pogodzie (jak ją sobie „zagwarantować” pisałem wyżej), jest to bardzo przyjemna góra, o dosyć niewielkich trudnościach technicznych. Jeśli masz pojęcie o chodzeniu po górach w rakach, wiązaniu się i potencjalnym unikaniu szczelin, a do tego ogarniesz aklimatyzację, to góra nie powinna być wielkim wyzwaniem.

Z drugiej strony bardzo podobała nam się cała „otoczka” – Chamonix (chyba najpiękniejsza górska miejscowość w jakiej byliśmy), wygodne schroniska i infrastruktura pozwalająca ogarnąć całą wyprawę w kilka dni.  

Żałujemy ze nie zostaliśmy na kilka dni dłużej, bo chętnie spędzilibyśmy kilka dni więcej rozkoszując się okolicznymi górami i miasteczkami, ale nawet „Mont Blanc na szybko” jest wart 16 godzin w samochodzie z Warszawy!

Rating: 9.5/10

Dodaj swój komentarz

secretcats.pl - tworzenie stron internetowych