Czasami zdarza Ci się w życiu taki moment, w którym nie masz siły pakować plecaka na backpacking, trekking czy inną „ekscytującą wyprawę”, a jedynie chcesz nic nie myśleć i skorzystać ze słońca? Albo jeszcze, zaczyna się jesienna depresja i potrzebujesz na tydzień-dwa zostać „digital nomadem” i popracować, jednocześnie ładując swoje wewnętrzne baterie fotowoltaiczne? Mamy dla Ciebie rozwiązanie – wyjazd all-inclusive na wyspę Sal znajdującą się w archipelagu wysp Republiki Zielonego Przylądka. Hasło kraju które można spotkać na wszystkich magnesach, koszulkach i klubach brzmi „No Stress”, więc chcąc dostosować się do wskazań tubylców, zostawiliśmy na Okęciu wszelkie zmartwienia i wyruszyliśmy z Dominika w kolejną podróż!
How to get there?
Wysp w ramach Republiki Zielonego Przylądka jest 26 (10 większych i 16 mniejszych), ale ta notka koncentrować się będzie na tej najbardziej turystycznej, Sal, słynącej z pięknych, szerokich plaż, i będącej główną atrakcją turystyczną – znajduje się tu ponad 80% całej bazy noclegowej kraju. Wyspy są bardzo różnorodne, ale niestety nie mieliśmy szansy zobaczyć innych – jest to możliwe poprzez podróż promem (3h na najbliżej położoną Boa Vista, aczkolwiek nie kursują regularnie), albo samolotem, ale niestety nie mieliśmy na to czasu.
Na wyspę Sal są bezpośrednie loty z Portugalii, ale 99% turystów korzysta ze znanych i lubianych ofert biur podróży w formule all-inclusive. Wielką zaletą jest fakt, że w ramach ceny wycieczki (tydzień za 2,500-7,000 PLN w zależności od jakości hotelu i momentu kupowania wycieczki), znajduje się również przelot samolotem, który trwa, nie bagatela, ponad 7 godzin…
Same wyspy znajdują się ponad tysiąc kilometrów na południe od Wysp Kanaryjskich i 600 kilometrów na zachód od Gambii i Senegalu.
What to do?
Przede wszystkim – odpoczywać na szerokich plażach! Wyspa oferuje jedne z najszerszych piaszczystych plaż, jakie widzieliśmy. Jeśli gdzieś znajdują się szerokie plaże i lotnisko (zresztą zbudowane przez Mussoliniego #FunFactAlert), to tuż obok zaczną budować się wielkie hotele, i taka też jest historia wyspy Sal. Dookoła kameralnej miejscowości Santa Maria (dwie ulice na krzyż) znajduje się pewnie z 10-15 dużych kompleksów hotelowych z bezpośrednim wyjściem na plażę. Na szczęście nie przypomina to Lloret de Mar czy innych tego typu miejsc w wieżowcami górującymi nad plażą – kabowerdyjczycy (bo tak nazywają się mieszkańcy tego kraju #FunFactAlertAgain) zdecydowali się zachować kameralny charakter wyspy i żaden z budynków nie przekracza 2 pięter, więc większość hoteli jest niskich, bądź składa się z bungalowów.
Na samej wyspie, główną atrakcją jest jej objazd, który można przeprowadzić w 3 wariantach:
Wypożyczyć samemu samochód (na wyspie nie ma za dużo asfaltowych dróg, więc raczej terenowy – koło 70 EUR za dzień + 20 EUR benzyna) – potencjalnie może się opłacać przy 4-5 osobach,
Pojechać z biurem podróży (klimatyzowany bus, obiad w cenie) za 49 EUR/osoby,
Skorzystać z lokalnych agencji, których przedstawiciele (o wdzięcznych ksywach typu „Boris Biedronka”, „Pedro Żabka” czy „Nelson Mandela”) czekają przy każdym wejściu na plażę. Oferują oni samochody terenowe gdzie 4 osoby siedzą w środku, natomiast kolejne 4 siedzą na pace, co może nie jest zbyt bezpieczne, ale za to gwarantuje wiatr we włosach (o ile się je jeszcze ma…) i niezapomniane przeżycia. Cena – 25 EUR/osobę, aczkolwiek bez obiadu. Tu należy uważać, bo wprawdzie obiad nie jest obowiązkowy, ale wycieczka zatrzymuje się w jednej z restauracji w stolicy wyspy Esparagos – jedzenie very overpriced i bardzo średnie quality – typowe tourist trap, które ewidentnie służy ekstrakcji dodatkowych euro z kieszeni turystów i pozwala na zaadresowanie różnicy w cenie pomiędzy ofertą europejskiego, a „lokalnego” biura podróży (bardzo średni lunch w cenie pomiędzy 12-20 EUR/osobę).
Z tych trzech opcji, mimo wszystko najbardziej polecamy lokalne biura podróży, bo jazda na pace jeepa to spore przeżycie, przewodnicy są super mili i jednak jest to przyjemniejsze od bycia skoszarowanym z polską grupą w autobusie przez cały dzień.
W ramach całodniowej wycieczki, główne atrakcje to:
Kąpiel w Pedra de Lume – pośrodku krateru wulkanu znajdują się odmładzające (?) jeziora salinowe – bardzo fajna atrakcja z możliwością unoszenia się w wodzie jak w Morzu Martwym,
Burcona, gdzie można obserwować fale rozbijające się o skalisty brzeg (piękny widok) oraz Blue Eye – pomiędzy godziną 11 a 14, światło słoneczne wpada do groty i daje efekt błękitnego oka odbijającego się w wodzie (faktycznie całkiem ładne),
Murdeira/Terra Boa, gdzie można dostrzec efekt fatamorgany (#overrated),
Wizyta w małej rybackiej wiosce Palmeira (nic ciekawego),
Wizyta w stolicy Esparagos (nic ciekawego, w wersji lokalnej agencji uwaga na scam lunchowy),
Lokalna agencja ma program rozszerzony o dodatkowe atrakcje, które biura podróży starają się rozbić na indywidualne wycieczki:
Jeśli jest sezon, plaża na której żółwie składają jaja – w nocy małe żółwie wychodzą spod piasku i starają się dotrzeć do morza. Nad ranem można jeszcze zobaczyć pojedyncze małe żółwie, które zamiast do morza, skierowały się w inną stronę. Jeśli nie zostały jeszcze skonsumowane przez lokalną faunę (ptaki i dzikie psy), to jest szansa im pomóc dotrzeć do brzegu oceanu,
Zatoka rekinów – spotkanie z baby sharks rekinów żółtych – podczas odpływu wchodzi się jakieś 50-100 metrów w głąb morza (czyli po kolana) i pływają dookoła Ciebie około 50-70 centymetrowe młode rekiny. Całkiem fajny dodatek do objazdu wyspy, aczkolwiek raczej nie warto na to jechać jako osobną wycieczkę,
Zakończenie wycieczki na Ponta Preta – jest to piękna plaża, na którą warto wybrać z hotelu na zachód słońca (30 min spacerem).
Oprócz tego z ciekawych wycieczek fakultatywnych, można polecić:
Rejs Katamaranem – podobno całkiem przyjemne, zmiana perspektywy oglądania wyspy, a do tego tradycyjnie open bar (50 EUR lokalnie/59 EUR z Itaką),
Jazda Buggy (200 EUR za 4h, 110 EUR za 2h),
Zipline – jedna z nielicznych „wyjątkowych atrakcji” na Sal – zjazd około 1,000 metrów z wysokości ponad 100 metrów ponad oceanem (45 EUR),
Nurkowanie,
Snorkling (30 EUR).
Sama wyspa nie oferuje nadmiaru dodatkowych atrakcji, jeśli mamy być szczerzy. Jako sposób spędzania wolnego czasu można wymienić:
Zachody słońca na Ponta Preta – piękna plaża, 30 minut na zachód od hoteli/Santa Maria,
Cmentarz muszli – plaża znajdująca się 15-20 min na wschód od mola w Santa Maria – sama plaża nie jest rewelacyjna, ale prądy morskie wyrzucają na nie tysiące olbrzymich muszli, które można zbierać. Entuzjazm do tej plaży opadł nam dopiero na lotnisku, kiedy nasza rezydentka oświadczyła, że i tak tych muszli nie można wywozić do Polski…
Molo w Santa Maria – największą atrakcją tego molo są rybacy, którzy nie tylko przywożą tutaj swój połów, ale również patroszą na nim większość ryb, co jest ciekawym widokiem, szczególnie jeśli nie jest się wojującym weganinem…
Miasteczko Santa Maria – jest to dość naciągana atrakcja – dwa sklepy z lodami, kilka knajp, kilka sklepów z pamiątkami. Ciężko je nazwać „urokliwym miasteczkiem kolonialnym” – raczej jego atrakcyjność wynika z możliwości urozmaicenia diety hotelowej 😊
What to eat:
Co jeść? To co all-inclusive oferuje, a więc “dla każdego coś miłego”. Sama „dieta kabowerdyjska” to głównie:
Owoce morza i ryby (jako że są to wyspy),
Alkohole (grog i poncz – do spróbowania na wycieczkach).
Pod kątem jedzeniowym, nie nastawiałbym się na wrażenia rodem z restauracji Michelin, ale większość kuchni hotelowych jest przyzwoita, a obfitość jedzenia sprawi, że raczej wrócimy ciężsi o kilka kilogramów.
Best Practice Sharing
Bookuj last minute (niższa cena o kilkanaście/kilkadziesiąt procent), ale nie “last last” minute – brak doświadczenia we wczasach all-inclusive może sprawić, że najlepsze hotele (albo najlepsze pokoje w hotelach) nie będą już dostępne, a jednak 90% czasu spędzisz w hotelu (lub na jego plaży/basenie),
W większości hoteli all-inclusive dostaniesz vouchery pozwalające Ci zarezerwować kolację „a la carte” (która do końca nie jest a la carte, ale cóż – tak ktoś to pięknie nazwał) – chwyć w łapkę kupony i zarezerwuj pierwszego dnia wszystkie kolacje (my mieliśmy trzy w różnych restauracjach na tydzień), bo miejsca się szybko rozchodzą,
Na Sal są 3 godziny różnicy wobec Polski, co czyni ją idealnym miejscem dla ludzi pracujących zdalnie w środkowoeuropejskiej strefie czasowej:
Przylatujesz z Polski i zachowujesz polski rytm dnia,
Wstajesz o 5am czasu lokalnego (czyli 8am czasu polskiego),
Od 5.30/6am czasu lokalnego (czyli 8.30-9am czasu polskiego) zaczynasz pracę,
Kończysz koło 2-3pm czasu lokalnego (czyli 5-6pm czasu polskiego),
Zachód słońca jest o 6pm czasu lokalnego, więc masz jeszcze 3-4 godziny na relaks na plaży!
Is it worth it?
Jak to zwykle bywa, ocena zależy od nastawienia z jakim się jedzie i oczekiwań. Jeśli szukasz miejsca z którego zrobisz niezapomniane zdjęcia, przeżyjesz niesamowite przygody o których będziesz wnukom opowiadał, to wyspa Sal raczej tym miejscem nie jest. Natomiast jeśli chcesz odpocząć w listopadzie czy grudniu przy gwarantowanym słońcu i 30 stopniach na szerokiej, piaszczystej plaży i naładować baterie, to Sal jest miejscem dla Ciebie!
Rating: 8/10 (jeśli chodzi o miejsce do pracy zdalnej albo chill’u)